Czy popełniasz te błędy związane z samopublikowaniem?

Opublikowany: 2022-03-22

Czy chciałbyś samodzielnie opublikować swoją książkę?

Wyobraź sobie idealny świat, w którym autorzy po prostu pisali książki, a wydawcy je sprzedawali.

W tej utopii autorzy mogliby nawet zadowolić się oddaniem 85-90% swoich przychodów ze sprzedaży, gdyby wydawcy wykonali całą pracę związaną z produkcją, dystrybucją i marketingiem książek.

Brzmi absurdalnie, ale model jest wykonalny. Kiedyś istniał. Czy pamiętasz złoty wiek, kiedy wydawcy faktycznie robili to, za co im płacono?

Dzisiaj, jeśli debiutujący autorzy zmagają się z wystarczającą liczbą agentów, aby umieścić swoją powieść, prawdopodobnie odkryją, że muszą się znowu spieszyć – blogując i publikując to jak handlarz z wesołego miasteczka.

Według Chucka Sambuchino w swojej książce Create Your Writer Platform , w dzisiejszych czasach możesz nawet nie wygrać kontraktu wydawniczego, chyba że masz 5000 obserwujących na Twitterze oraz 5000 subskrybentów biuletynów i rozmawiasz z 3000 osób na konferencjach każdego roku. Możemy kwestionować liczby, ale Chuck w zasadzie ma rację. Wydawcy wolą autorów, którzy mają fanów.

Nic dziwnego, że autorzy jakiś czas temu doszli do wniosku, że skoro mają już taką maszynę sprzedażową (lub mogli ją zbudować), to nie potrzebują wydawcy. I tak narodziła się branża self-publishingowa.

Self-publishing to branża, która nie do końca działa – jeszcze nie.

Dlaczego nie?

1. Postrzeganie bzdur

Dla czytelniczki jako całości, publikowana przez siebie fikcja wciąż nosi smród prasy próżności. A próżności to śmieci. Nie mogę tego udowodnić – ale możesz.

Wystarczy pobrać 20 darmowych próbek z samodzielnie opublikowanych powieści wybranych losowo z Amazon lub Smashwords. Będziesz miał szczęście, jeśli znajdziesz taki, który będzie czytelny. A czytelnicy to wiedzą.

Tradycyjni wydawcy mieli przynajmniej wartość jako strażnicy. Wypędzali się z kanału dystrybucji.

2. Praca sieci społecznościowych

Powieści kupowane są w dużej mierze na podstawie lojalności czytelników („Lubię tego autora”), rekomendacji z ust (wom) i recenzji. (Źródło: Badanie zachowań związanych z kupowaniem książek z 2010 r.)

Nigdzie nie ma reklamy. Rozpoczęcie kampanii wom – a tym samym zbudowanie lojalności czytelników – wymaga całodobowej pracy na Facebooku, Google+, Twitterze i blogach – własnych i innych.

Większość autorów tego nie potrzebuje. Chcemy pisać, a nie krzątać się.

3. Nierzetelność recenzji

Czytelnicy Canny coraz częściej dowiadują się, że recenzje na temat Amazon, Goodreads i tym podobnych mogły być napisane przez przyjaciół autora (pięć gwiazdek) lub konkurentów (jedna gwiazdka). Praktyka – „socket lalkarstwo” – wydaje się być powszechna i rosnąca. (Źródło: Jake Kerridge, The Telegraph .) Michael Alvear otwarcie zaleca to w swoim podręczniku Make A Killing on Kindle .

Recenzje książek online mają całą integralność sześciodolarowego banknotu. Przynajmniej taka jest percepcja. Gdzie więc możemy znaleźć wiarygodną ocenę wydanej przez siebie powieści? Do niedawna nigdzie.

To są śmiałe twierdzenia i wołają o wyzwanie. Więc pozwól mi rzucić im wyzwanie.

Czy samodzielne publikowanie naprawdę nie działa?

1. Wszystkie wydane samodzielnie powieści są nieczytelne?

Oczywiście nie. Przepłyń wystarczająco długo rzekę, a znajdziesz złoto. Ostatnio natknąłem się na trzymającą w napięciu powieść Dowód śmierci , napisany przez irlandzkiego prawnika Chrisa Pearsona. Jego agent nie mógł znaleźć wydawcy, ale pomógł Chrisowi samodzielnie go opublikować. Powieść to klejnot. Jest napisany z dowcipem i wyrafinowaniem nawiązującym do wczesnego Johna le Carre. Dziesięć lat temu mógł być bestsellerem Transworld.

Dlaczego nie został opublikowany? Być może zbyt inteligentny na rynek komercyjny.

Jest wielu Chrisów Pearsonów. Znakomity. Opublikowane samodzielnie. Wciąż poszukuje czytelników. Problemem dla czytelnika jest ich odnalezienie.

2. Serwisy społecznościowe są daremne?

Nie jest!

W ten sposób JA Konrath, John Locke, Amanda Hocking, EL James i wielu innych sprzedało ponad milion ebooków. Ale na każdą gwiazdę bloga mającą 100 000 obserwujących przypada prawdopodobnie 100 000 autorów, którzy zainwestowali 1000 godzin, aby sprzedać pięć książek każdy.

3. Wszystkie recenzje są niewiarygodne?

Nie prawda. Moja minirecenzja Dowód śmierci (powyżej) jest bezstronna. Nie znam autora i nie mam agendy, by go promować. Ale jak możesz mi zaufać? Nie możesz. Poza tym Chris będzie potrzebował co najmniej 1000 dobrych recenzji, zanim jego powieść zwróci – po stawkach prawników – czas, który zainwestował w jej napisanie.

Recenzje online są miłe. Tyle, że przy obecnym sceptycyzmie czytelników, trudno jest sprzedawać książki w ilościach na podstawie samych recenzji.

Jaka jest droga naprzód dla autorów powieściopisarzy?

Tradycyjny model wydawniczy rozdzielał funkcje autora i wydawcy.

Wielu wydawców, trzeba przyznać, nadal stosuje ten model, ale coraz częściej panuje chaos. Czy można przywrócić stary model? TAk.

Aby zobaczyć, jak każdy model może działać dla Ciebie, zapoznaj się z tym artykułem: Self Publishing versus Traditional Publishing.

Oto dwie innowacje, które razem mogą zmienić życie autorów.

1. Pojawienie się samo-wydawniczych gildii

Próżności dla self-publisherów są tak stare jak samo wydawnictwa. Jak możesz powiedzieć wydawcy próżności? Mówi „nie jesteśmy wydawcą próżności”, a następnie pobiera opłatę za każdy etap procesu wydawniczego i wita „śmieci”.

Ale zaczynamy postrzegać wydawców internetowych uczciwie. Niektóre działają jako gildie lub kolektywy. Wykazują taką samą dyskryminację, jak nadruk w głównym nurcie. Kiedy publikują powieść, możemy ufać jej jakości.

Jednym z takich wydawców jest Mardibooks. Podobnie jak zwykłe wydawnictwa, przyjmuje tylko rękopisy, które mają potencjał komercyjny. Wykonuje zwykłą pracę edycyjną i pre-press oraz umieszcza wyniki na Amazon i Kobo bez opłaty. Pokrywa swoje koszty ogólne, pobierając opłaty za produkcję ebooka lub miękkiej oprawy na zasadzie koszt plus. Autorzy Mardibook następnie wspólnie sprzedają swoje prace na własnych platformach społecznościowych.

Podczas gdy znane usługi, takie jak Lulu i CreateSpace, współpracują z autorami jeden do jednego, Mardibooks twierdzi, że tworzy platformę „cross marketing”: jeden do wielu.

Oferuje realny model dla globalnego kolektywu przyszłości – nazwijmy go Luminatus.com – gdzie autorzy pracują razem we wspólnych interesach.

2. Witryny z recenzjami autorów

Trzy lata temu przewidziałem wzrost liczby witryn, które będą bezstronnie recenzować opublikowane przez siebie powieści i przyznawać im gwiazdki. Pięć gwiazdek od legendarnego BlueRibbonReviews.com (nazwa, którą wymyśliłem) może być warta rozmowy na temat Oprah, zasugerowałem w poście na blogu.

Teraz to się zaczyna dziać. Brag Medallion ma ponad 100 czytelników w dziesięciu krajach, którzy publikują bezstronne recenzje samodzielnie opublikowanych powieści. „Szukamy ebooków, które są warte czasu i pieniędzy czytelnika” — mówi strona. Porównywalne strony to Compulsion Reads, Nash Black i The Book Review For Fiction.

Takie strony nie wywarły jeszcze znaczącego wpływu na scenę self-publishingu, ponieważ przeciętny autor i czytelnik ebooków raczej o nich nie słyszał. Ale to dopiero początek.

W roku 2020, kiedy nowi autorzy zadadzą to odwieczne pytanie na forach niezależnych „Jak sprzedać moją książkę?”, prawdopodobnie usłyszą znużony refren „Idź do Luminatus and Brag Medallion”. Do tego czasu odpowiednik tych nazw będzie równie dobrze znany jak Random House.

Dlaczego ważne jest unikanie pomyłek podczas samodzielnego publikowania.

Self-publishing osiągnie pełnoletność. I każdy autor, który kiedykolwiek zmagał się z dylematem: „Czy powinienem walczyć z agentami i ryzykować odrzuceniem, czy publikować samodzielnie i ryzykować nędzę?”. będzie miał trzeci wybór.

Jestem przekonany, że gildie wydawnicze i serwisy z recenzjami zaspokoją zainteresowania zarówno autorów, jak i czytelników. Co myślisz? Czekam na kontakt z Państwem w komentarzach poniżej.